sobota, 13 września 2014

szok bez trampek czyli boso plażą itp

Jeszcze, jeszcze żywe wspomnienia znad morza. Za pół roku odgrzewanie fal będzie passe. Miewałam mieszane odczucia do typowania siebie na bohatera planu zdjęciowego, ale to się powoli zmienia w myśl zasady - 'comitam' .
 Mieliśmy farta pożyczając  dobry sprzęt do pstrykania i teraz naprawdę przyjemnie ogląda się zatrzymane w kadrze piksele.
W krainie jodu postanowiłam sobie dbać o kondycje, wyszły z tego nici poza paroma biegami brzegiem urwiska, kraulem podczas sztormu oraz kilkoma pozycjami jogi na grząskim piachu (niepotrzebne skreslić)
 A wczora z wieczora byłam u lekarza pomarudzić na swój stan ogólny. Ta rzekła -"pewne pozycje nie są już dla ciebie, nie masz już dwudziestu lat"...hłe hłe..
 Czyliż było to ostatnie wygięcie Magdy Mostowak??



Na plaży fajnie jest szczególnie wśród czterech ścian wiatrochronu. Żar z nieba się nie lał, ale postawiłam na mrożącą krew w żyłach lekturę ( Polecam Stefana Dardę, świetny !!) i  orzeźwiające piwopodobne coś z jabłek. Na tym kocu to była dzika przyjemność:)


Pod najstarszą latarnią na polskim wybrzeżu - w Rozewiu - byłam i nawet coś tam zjadłam


Taaa, właściwie pobyt nad morzem bardzo wyostrza apetyt...


ja miałam apetyt... już nie pamiętam czy na te kombinezony, czy surfowanie po falach... ech;)


kadr z filmu "Mokre gacie 1"


                         oraz "Mokre getry 3"




Ładne miejsce - Lisi jar




na zachodzie bez zmian, zawsze urokliwy


ciąg dalszy zachodu, po jakiejś godzinie


zdjęcie pozowane;)


wydało się.....byliśmy w Zakopanem!



nasze nogi jeszcze tam postaną



wtorek, 2 września 2014

Diuna

Między kolorami zagościł cień smutku, ale nie o tym chciałam, jeszcze nie, może wcale nie...
Sie życie toczy, plecie i pcha. W mojej rodzinie przydarzyło sie ostatnio trochę smutnych rzeczy. No ba, lajf! Dobre też odhaczyłam w kalendarzu wspomnień. Serce miało czas odpocząć, ale wszystko wziął i tak na siebie kręgosłup i w ostatnim dniu mnie siekło jak siekierką. Kręgosłupy tak reagują na stres, więc uwaga.
 Powypalałam sie trochę nad naszym akwenem bałtyckim, na żółto co prawda, a nie na antyczną glinę (wymyslone ad hoc;) ale znak że byłam pozostał. Jak zwykle pożegnalny wieczór dławił za gardło, bo każda fala to był mój odpływ na południe.
Bałtyk był falistą wylęgarnią bałwanów, morze groźnie toczyło pianę, co skrzętnie i bez wytchnienia wykorzystywał mój syn - dwie, nieprzerwane godziny w zimnym morzu dziennie - mozna? można!Tez dałam sie skusić na wymoczenie (raz!) , ale na zdjęciach wygląda to karygodnie;)
Tam gdzie bywaliśmy (tak z 30 minut spacerkiem) plaża była szeroka, wydmowa, z krzaczorami traw do czesania wiatrem. Wiatr i nas zginał, prostował, deszcz nas spłukiwał, piach polerował, no w-SPA-niale!  Na pytanie czy mielismy pogodę na wczasach odpowiadam, że niejedną;)