Na okładce kamyczki ułożone w stosik. Każdy innego kształtu, a jednak trzymający pion wespół z resztą. Biorąc do ręki pomyślałam.... jak jest z moim balansem codziennym, wszak tyle rzeczy wyprowadza mnie z równowagi? Z drugiej strony stwierdziłam, że jednak nie tak wiele, jeśli w porę zaświeci się czerwona lampka, a raczej żółto-złote światełko świadomości:)
Staram się więc zatrzymywać w momentach kryzysowych, rzucić okiem z bekhendu, nie dać się pochwycić bezmyślnej uszczypliwości i utajonej, a jednak obecnej agresji.
Tyle rzeczy biorę na gwałt, tyle ostatnich słów należy do mnie.........a po co?
Pewnie jeszcze nie raz wezmą górę emocje, ale ćwiczę by móc spojrzeć na nie z góry, ale nie wyniosłej, a z szerokokątnym spektrum widzenia.
Dziś łapaliśmy równowagę w cudnej, już kolorami zwiastującej jesień, Dolinie Kobylańskiej.
Skalne jary i wąwozy ciągną się szlakiem podkrakowskiej jury. Warto spacerować w tych okolicach, a wspomniana dolinka jest moim zdaniem najpiękniejszą na jurajskiej mapie, nazywa się ja skalnym rajem, czy jakoś tak ;)
Czarujące miejsce, nie dziwię się, że może przypominać raj, być rajem :)
OdpowiedzUsuńMadziu, zanim zaczęłam czytać przyszło mi do głowy, że zdjęcia wyrażają harmonię i radość.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się stwierdzenie "rzucić okiem z bekhendu", muszę sobie tak powtarzać, gdy dzieci zaczną sobie ze mną poczynać, na tym polu daję się najłatwiej;)