czwartek, 31 stycznia 2013

w sepii

Nie pokazuję się wcale, bo dzieje się 'nic'. W obręb owego nic możecie wpisać wszystko.
Bo dzieje sie wszystko i nic. Zakopałam się w roztopach, aparat przywarł do mebla, ogólnie ochota przychodzi tylko na jedzenie, reszta staje się z obowiązku...no może nie cała reszta.
 Dziwne ze mnie stworzenie, bo kiedyś juz pisałam - lepiej odżywia mnie wertowanie kart przeszłości niż awokado lub inne porzeczki. Pożyczyłam album ze zdjęciami dwudziestolecia międzywojennego i przepadłam na godzinę lub więcej, jak przysłowiowy kamień w wodę. Dopatrywanie się szczegółów koloru sepii działa na mnie jak balsam. Wiem, to paradoks - patrzenie w tył, na pożółkłe karty niesie w sobie ciężar nostalgii, ale ja w tej tęsknocie odgrzebuję witaminy dla ducha.
 Wczoraj niejasno sobie uświadomiłam, a raczej przeczułam, że  na Ziemi nie jestem po raz pierwszy. Byłam tu już. Czy były to czasy sanacji? Gdyby nagle okazało się, że dla mnie zakrzywią czasoprzestrzeń, jestem pewna, wybieram się na bal w lata dwudzieste ubiegłego wieku.

zdjęcie zupełnie bez związku i z herbatą



środa, 9 stycznia 2013

co się jeszcze stało w ubiegłym roku...

Ot, taki przegląd prezentów własnoręcznie rzeźbionych tudzież miażdżonych, a następnie mieszanych i wstrząsanych.
Azaliż zrobiłam kukułówkę dla taty (nie wiem czy pita, czy stoi nietykalna), przeobraziłam też słoik na pojemnik zakręconych myśli. Złożyłam w nim myśli mądrzejsze ode mnie, żeby siostra miała przewagę;)






Nie myśleliśmy o przebraniach karnawałowych, ale samoistnie się jakoś stworzyły na raty, rękami mamy Igora i taty. W zamierzeniu miał być robot, potem ochrzciliśmy toto robotką (bo nieco fioletowa i świecąca) Ostatecznie stwierdzam, że powstało chałupnicze odwzorowanie odzienia jednego z trzech króli. Nie wiem, czy Kacpra, czy Melchiora...w każdym bądź razie Baltazar Gąbka wziął to na siebie;)