wtorek, 2 września 2014

Diuna

Między kolorami zagościł cień smutku, ale nie o tym chciałam, jeszcze nie, może wcale nie...
Sie życie toczy, plecie i pcha. W mojej rodzinie przydarzyło sie ostatnio trochę smutnych rzeczy. No ba, lajf! Dobre też odhaczyłam w kalendarzu wspomnień. Serce miało czas odpocząć, ale wszystko wziął i tak na siebie kręgosłup i w ostatnim dniu mnie siekło jak siekierką. Kręgosłupy tak reagują na stres, więc uwaga.
 Powypalałam sie trochę nad naszym akwenem bałtyckim, na żółto co prawda, a nie na antyczną glinę (wymyslone ad hoc;) ale znak że byłam pozostał. Jak zwykle pożegnalny wieczór dławił za gardło, bo każda fala to był mój odpływ na południe.
Bałtyk był falistą wylęgarnią bałwanów, morze groźnie toczyło pianę, co skrzętnie i bez wytchnienia wykorzystywał mój syn - dwie, nieprzerwane godziny w zimnym morzu dziennie - mozna? można!Tez dałam sie skusić na wymoczenie (raz!) , ale na zdjęciach wygląda to karygodnie;)
Tam gdzie bywaliśmy (tak z 30 minut spacerkiem) plaża była szeroka, wydmowa, z krzaczorami traw do czesania wiatrem. Wiatr i nas zginał, prostował, deszcz nas spłukiwał, piach polerował, no w-SPA-niale!  Na pytanie czy mielismy pogodę na wczasach odpowiadam, że niejedną;)









3 komentarze: